Uczniowie, zwłaszcza w szkołach średnich, nie jeden raz usłyszeli od swojego nauczyciela kpiące “A jakie wy możecie mieć problemy?”. Niestety wiele dorosłych osób uważa, że osoby młode nie mają żadnych zmartwień, a ich największym problemem życiowym jest zdążenie na autobus po zajęciach. Takie nastawienie jest jednak bardzo krzywdzące i może pogorszyć sytuację ucznia, który faktycznie ma już problemy psychiczne.
Dorośli oceniający problemy dzieci
Oczywiste jest, że większość dorosłych będzie miała inne problemy niż większość młodzieży. Nie oznacza to jednak automatycznie, że dorośli mają poważniejsze czy ważniejsze problemy, które bardziej zasługują na uwagę czy bardziej uniemożliwiają funkcjonowanie. Psychika każdego z nas jest inna i zupełnie różne rzeczy będą oddziaływać na nas negatywnie. Psychika dziecka jest jednak znacznie bardziej delikatna niż psychika osoby dorosłej, o czym wielu zapomina i uważa, że skoro dziecko przeżywa mocno rozstanie, to nie powinniśmy się tym w ogóle przejmować i że samo mu przejdzie, bagatelizując zupełnie to, jak mocno wpływa to na młodą osobę.
Szkoła a problemy o podłożu psychicznym
Nie jest tajemnicą, że szkoła potrafi skutecznie wykończyć młodą osobą. Nie tylko przez ogrom pracy, do której uczeń jest zmuszany po i przed lekcjami, ale także przez panujące w niej warunki, relacje z rówieśnikami i nauczycielami, czy politykę wewnętrzną placówki. Zakładanie, że dziecko radzi sobie dobrze i szkoła nie działa na nie negatywnie tylko dlatego, że inne dzieci się nie skarżą, jest nie tylko błędne, ale może całkowicie przesłonić nam rzeczywistość i skutecznie utrudnić nam komunikacje ze swoim dzieckiem. A wsparcie rodzica albo innej osoby jest dla niego niezbędne, zwłaszcza jeśli czuje, że w szkole nie może na nikogo liczyć.
Nauczyciele ignorujący problem
Zdarza się również, że nauczyciele widzą, że coś złego dzieje się z dziećmi, ale ignorują to lub zrzucają na czynniki pozaszkolne. Oczywiście nie jest to większość, ale to oni pozostawiają najgorszy obraz szkoły w głowie ucznia. Nauczyciele nie chcą integrować w problemy ucznia z tego samego powodu, z którego społeczeństwo niechętnie wierzy ofiarą przemocy: wymagałoby to od nas zaangażowania na wielu płaszczyznach, a unikanie ingerowania w rozwiązanie problemu nie wymaga od nas podejmowania żadnych dodatkowych czynności. Wiele osób nie czuje też potrzeby pomagania, ponieważ przekonuje sama siebie, że ktoś inny się tym zajmie.
Natłok zadań i nawarstwiające się problemy
Oczywiście szkoła to nie jedyne źródło problemów młodego człowieka. Wchodzenie w dorosłość niesie za sobą wiele nowości, które mogą przytłoczyć. Poza tym dochodzą jeszcze problemy w związku czy w rodzinie albo w pierwszej pracy. To wszystko szczególnie mocno może dotknąć młode osoby, które nie zakończyły jeszcze procesu dojrzewania. Jak pokazują rozliczne badania, u młodych ludzi rośnie współczynnik przypadków depresji oraz samobójstw. Trzeba się więc zastanowić, czy umniejszanie problemów młodzieży jest naprawdę tak mądre i potrzebne, jak nam się wydaje i czy nie powinniśmy okazać współczucia nawet wtedy, gdy uważamy młodzieńcze problemy za zupełnie nieistotne.